W
środku nocy wylądowaliśmy w Los Angeles. Gdy wychodziliśmy z lotniska czekał
już na nas spory tłum fotoreporterów.
Czy
my kiedyś będziemy mieli trochę prywatności? Nie umiałam na to pytanie
odpowiedzieć.
Mocno
wtuliłam się w ciało Justina, na co on objął mnie opiekuńczo swoim ramieniem.
Do
domu wróciliśmy o 3: 00. Od razu weszłam do swojej garderoby i zabrałam stamtąd
swoją piżamę, po czym udałam się do łazienki, gdzie wzięłam gorący prysznic.
Założyłam błękitną bluzkę na ramiączkach idealnie opinającą moje ciało oraz czarne
krótkie spodenki w panterkę.
Rzuciłam
się na łóżko w sypialni, gdzie mój narzeczony już na mnie czekał. Mocno
wtuliłam się w jego ciało i odpłynęłam do cudownej krainy morfeusza.
Cztery
godziny później obudził mnie budzik. Niechętnie wstałam z łóżka i skierowałam
się w stronę swojej garderoby. Wyjęłam pierwsze lepsze urania i ruszyłam w stronę
łazienki.
O
godzinie 7: 30 byłam już gotowa do wyjścia. Miałam na sobie czarną spódniczkę w
panterkę ze złotych cekinów, sięgającą połowy uda, białą bluzkę bez ramiączek z
dużym dekoltem oraz białe buty w panterkę na szpilce.
Gdy
zeszłam na dół mój narzeczony nakładał akurat śniadanie na talerze. Ubrany był
w granatowe jeansy, biały podkoszulek, błękitną koszulę w paski, którą
pozostawił rozpiętą oraz niebieskie neo adidasy.
Podeszłam
do niego od tyłu i mocno się do niego przytuliłam. Jus obrócił się w moją
stronę i szeroko się uśmiechnął, po czym pocałował mnie czule w usta.
−
Witam Pani Bieber. – Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
−
Pani Bieber to dopiero będę w maju, jak nic nie przeskrobiesz. Jak ty to
robisz, że zawsze jesteś przede mną wyszykowany? – Spytałam z uśmiechem na
twarzy.
−
Po pierwsze ja nie potrzebuję godziny czasu, żeby się wyszykować. Po drugie na
pewno nic już nie przeskrobię. A po trzecie dla mnie panią Bieber jesteś już od
dnia, gdy przyjęłaś moje zaręczyny. – Powiedział z uśmiechem na twarzy. – A
teraz jedzmy śniadanie, bo za chwilę musimy jechać na uczelnię.
Gdy
skończyliśmy jeść wstawiłam nasze talerze do zmywarki i poszłam na górę po
telefon oraz torebkę.
Schodząc
na dół ujrzałam, że Jus czeka już u podnóża schodów. Objął mnie czule ramieniem
i wyszliśmy z domu kierując się garażu.
−
Mówiłem Ci już dzisiaj, że pięknie wyglądasz? – Zapytał, gdy wsiedliśmy do jego
Ferrari w panterkę i ruszyliśmy z garażu.
−
Dzisiaj chyba jeszcze nie. – Odparłam z uśmiechem.
−
To teraz mówię. Jedziemy po zajęciach od razu do Liz do szpitala? – Zapytał z
uśmiechem mój narzeczony.
Gdy
usłyszałam, że mój ukochany chce odwiedzić moją przyjaciółkę zarzuciłam mu ręce
na szyję i czule pocałowałam w policzek. Tęskniłam za nią. Nie widziałam jej od
wszystkich świętych i bardzo, ale to bardzo mi jej brakowało.
−
Kocham Cię. No pewnie, że chcę odwiedzić Liz. W końcu tyle czasu jej już nie
widziałam. – Odparłam uradowana propozycją mojego narzeczonego.
Jus
szeroko się uśmiechnął i delikatnie ściągnął moje ręce ze swojej szyi.
−
Aniele też Cię kocham, ale dość tych czułości, bo za chwilę mnie udusisz i
doprowadzimy do jakiegoś wypadku, a tego chyba nie chcemy. – Powiedział
rozbawiony.
Niedługo
później byliśmy już na parkingu naszej uczelni. Jus zaparkował, a ja wyszłam z
samochodu i podbiegłam do swoich przyjaciółek mocno się do nich przytulając.
−
Raptem tydzień się nie widziałyśmy i już zdążyłam się za wami tak strasznie
stęsknić. – Powiedziałam do przyjaciółek.
−
My za Tobą też. – Odpowiedziała Cait.
Wtedy
poczułam silne i umięśnione ręce mojego narzeczonego na swoim brzuchu.
−
Hej dziewczyny. – Powiedział wyszczerzając się do moich przyjaciółek. – O czym tak
plotkujecie? – Zapytał z uśmiechem na twarzy.
−
O Tobie. – Odpowiedziała Caitlin i wszyscy ruszyliśmy w stronę wejścia.
Justin
otworzył przed nami drzwi i czekał, aż wszystkie wejdziemy do środka, później
sam wszedł i dogonił mnie na korytarzu, gdy szłam z dziewczynami. Położył moją
dłoń na swoich plecach, natomiast swoją rękę położył na moich pośladkach.
Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
−
Nie za wygodnie Ci? – Spytałam z irytacją w głosie.
Dziewczyny
spojrzały na nas i od razu wybuchły głośnym śmiechem. Dzięki za wsparcie – pomyślałam. Mój narzeczony czarująco się
uśmiechnął i spojrzał na mnie czułym wzrokiem.
−
Aniele nie denerwuj się dobrze wiesz, że przy Tobie nie mogę się powstrzymać.
Działasz na mnie, jak magnes. – Powiedział skruszonym tonem.
−
To weź zapanuj nad tymi swoimi zwierzęcymi instynktami, ty mój zboczeńcu.
Po
tych słowach złapałam go za podkoszulkę i przyciągnęłam do siebie, po czym
wspięłam się na palce i złączyłam nasze usta w krótkim, ale czułym pocałunku.
Dziewczyny
przyglądały się całej tej scenie z rozbawieniem. Szczerze mówiąc nie dziwiłam
im się, ale po naszych ostatnich przeżyciach, zwłaszcza z wywiadem jego
rodziców, po prostu tego potrzebowaliśmy.
Dziś
dzień w szkole minął naprawdę szybko. Ciągle odliczałam tylko czas do końca
zajęć. Gdy wychodziliśmy ze szkoły wstąpiliśmy jeszcze do kwiaciarni i
kupiliśmy bukiet białych róż dla mojej przyjaciółki, po czym ruszyliśmy do
szpitala.
Na
recepcji od razu zapytaliśmy się o Liz Butler. Tam zostaliśmy skierowani do pokoju
302 na drugim piętrze.
Niestety,
gdy Jus dowiedział się, że trzeba tam dojechać windą zrobił się biały, jak
ściana.
−
Jus ni bój się tej windy. Spokojnie będę przy Tobie. Wdech, wydech, wdech
wydech. – Instruowałam swojego narzeczonego.
Wchodząc
do pokoju spostrzegliśmy Liz leżącą na łóżku i Ryana siedzącego obok niej na
krześle i trzymającego w rękach małe zawiniątko, jak się domyśleliśmy było to
ich dziecko.
−
Hej kochana. Jak się czujesz? – Powiedziałam podchodząc do swojej przyjaciółki
i przytulając się do niej.
−
Lepiej misiaczku. A ty jak się czujesz? Słyszałam, że było między wami
nieciekawie. – Powiedziała moja przyjaciółka.
Spojrzałam
w stronę Jusa i szeroko uśmiechnęłam się do swojej przyjaciółki.
−
Tak, ale nasz kryzys w związku został zażegnany. Na maj szykujcie się do roli
drużb na naszym weselu. – Powiedziałam podchodząc do Jusa i zabierając mu te
kwiaty, z którymi nie miał pojęcia, co zrobić.
Podeszłam
do Liz i wręczyłam jej bukiet, na co ona szeroko się uśmiechnęła. Później
podeszliśmy do Ryana. Był taki szczęśliwy, gdy trzymał swoją córeczkę w ramionach.
Wtedy
przed oczami przeszła mi wizja, jak Jus trzyma takie maleństwo w swoich
ramionach i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Mój
narzeczony podszedł do swojego przyjaciela i wziął na ręce małą Anais. Wyglądał
naprawdę uroczo z małymi dziećmi.
Później
niestety musieliśmy wracać do domu, bo po całodziennym dniu na nogach trochę
zgłodniałam.
−
Justin obiecaj mi, że następne takie maleństwo wśród naszych przyjaciół pojawi
się u nas. – Powiedziałam, gdy wsiadaliśmy już do samochodu po wizycie u mojej
przyjaciółki.
−
Oj aniele to ci mogę obiecać. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
Później
wróciliśmy do domu i zaczęliśmy przygotowywać obiadokolację. Resztę wieczoru
przeleżeliśmy na kanapie i oglądaliśmy różne filmy w telewizji.
Gdy
zrobiłam się senna niechętnie wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę garderoby.
Wyjęłam piżamę i poszłam się wykąpać.
Po
powrocie do sypialni od razu położyłam się do łóżka. Justin już spał w
najlepsze. Wtuliłam się w jego cudownie umięśnione ciało i Morfeusz porwał mnie
do swojej cudowne krainy snów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz