Oczami Justina
Tą noc z całą pewnością mogę zaliczyć do
najlepszych w moim życiu. Nie wiem, co Darla ma w sobie, ale przy niej tracę
zmysły. Ona jest wspaniała, udało jej się odmienić całe moje życie.
W ostatnim czasie
naprawdę zaniedbałem nasz związek, ale dziś chcę jej to wynagrodzić.
Obudziłem się o 8: 00.
Moja anielica jeszcze spała. Tak słodko wtulała się w moje ciało. Nie chciałem
przerywać tej cudownej chwili, ale musiałem wstać z łóżka. Delikatnie odsunąłem
nią od siebie w taki sposób, aby jej nie obudzić.
Zeszłam na dół do swojej
prywatnej siłowni i przez pół godziny intensywnie ćwiczyłem. Później poszedłem
do garderoby i wyjąłem pierwsze lepsze ubrania. Następnie skierowałem swoje
kroki do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic.
Ubrałem się we wcześniej
naszykowane ubrania, czyli czerwoną długą podkoszulkę opinającą moje ciało,
czarne rurki z nisko osadzonym krokiem, czarną kurtkę skórzaną oraz
czerwono-czarne supra, po czym zacząłem układać swoją fryzurę. Gdy skończyłem,
zszedłem na dół i zacząłem przygotowywać śniadanie.
Nagle zadzwonił mój
telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Mogłem się domyślić. Dzwonił mój menadżer.
− Ryan sorry, ale dziś
nie przyjadę do studia. Chcę spędzić trochę czasu ze swoją narzeczoną. Mam
jeszcze trochę spraw do załatwienia przed weselem. – Powiedziałem zanim mój
menadżer zdążył się odezwać.
− Justin, czy ty zawsze
musisz mnie stawiać przed faktem dokonanym? Człowieku jesteś już dorosły,
niedługo się żenisz, a nadal zachowujesz się jak dziecko. Życzę Darli powodzenia
z takim człowiekiem, jak ty. – Powiedział zdenerwowany Scott.
− Tak wiem Ryan ty byś
wolał, żeby to Selena była moją żoną, tak jak moi rodzice, ale tak nie będzie.
Ja kocham Darlę i musicie się z tym wszyscy pogodzić. – Udało mi się go tak
bardzo wyprowadzić z równowagi, że mój menadżer od razu się rozłączył.
Oczami Darli
Wstałam o godzinie 9:
00. Justina, jak zwykle nie było w pokoju. Gdy zobaczyłam puste łóżko zrobiło
mi się przykro, że nawet po tak cudownej nocy mój narzeczony wyszedł z domu bez
słowa.
Nagle usłyszałam, jak
coś metalowego upada na kafelki w kuchni. Narzuciłam na siebie szlafrok i
zbiegłam po schodach. Gdy ujrzałam Justina trochę się uspokoiłam.
Oparłam się plecami o
framugę drzwi i patrzyłam na niego z uśmiechem.
− A ty się żenisz, skoro
garnki tłuczesz? – Spytałam z rozbawieniem.
Mój narzeczony szeroko
się do mnie uśmiechnął i powoli do mnie podszedł, po czy objął mnie w pasie i
mocno przyciągnął do siebie składając przy tym czuły pocałunek na moich ustach.
− Tak aniele. Za dwa
miesiące biorę ślub z najwspanialszą dziewczyną pod słońcem. Przepraszam, że
cię obudziłem. Chciałem Ci zrobić niespodziankę i przygotować śniadanie do
łóżka, ale akurat, gdy skończyłem wszystko zaczęło mi lecieć z rąk. –
Powiedział z miną smutnego szczeniaczka.
Oplotłam go rękoma w
pasie i oparłam swoją głowę na jego torsie.
− Nie gniewam się o to
kochanie. Cieszę się, że jesteś w domu. Chyba nie jedziesz dziś do studia? –
Zapytałam z nadzieją w głosie.
Mój narzeczony szeroko
się do mnie uśmiechnął i oplótł swoje ręce wokół mojego pasa.
− Dziś aniele zostaję z
Tobą w domu. W ostatnim czasie za bardzo Cię zaniedbałem i chcę nadrobić
stracony czas ze swoją Panią Bieber. Niestety zdenerwowałem przez to Scotta,
ale to mnie nie interesuje. Oni muszą zrozumieć, że mam też swoje życie
prywatne. A teraz chodź zjemy śniadanie, pojedziemy odwiedzić naszych bliskich
i przyjaciół a później może jakiś piknik na plaży. – Powiedział z uśmiechem.
Kierował mnie do stołu,
gdzie na talerzach leżały już pancakes polane syropem klonowym.
Zjedliśmy śniadanie i
pomogłam mu posprzątać talerze ze stołu i pobiegłam na górę do swojej
garderoby. Następnie poszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic.
Ubrałam bluzkę z
narysowaną panterą sięgającą poza moje pośladki, na długi rękaw z kapturem,
siwe rurki oraz buty na szpilce w panterkę.
Zbiegłam na dół i
podeszłam do Justina. Niestety w tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam
na wyświetlacz. Okazało się, że była to Cait. Od razu odebrałam.
− No hej kochana. Coś
się stało? – Zapytałam z uśmiechem na twarzy.
− Misiaczku możesz o 20:
30 przyjechać do nas z Biebsem? – Usłyszałam uradowany głos swojej
przyjaciółki.
− Postaram się. – Nagle
usłyszałam w tle głos Chrisa, który wołał swoją starszą siostrę.
− Darla ja kończę. To
widzimy się wieczorem i
proszę przyprowadź Biebera. – Powiedziała dziewczyna i od razu się rozłączyła.
Wtuliłam się w cudownie
umięśnione ciało mojego narzeczonego, który siedział na kanapie.
− Wow księżniczko
wyglądasz wspaniale. Jedziemy teraz do twoich rodziców? Dawno u nich nie
byliśmy razem i szczerze mówiąc stęskniłem się dogadywaniem chłopaka twojej
siostry. – Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
Bez zastanowienia się
zgodziłam i wyszliśmy z domu. Justin zamknął drzwi na klucz i skierowaliśmy się
na podjazd. Wsiedliśmy do niebieskiego ferrari i pojechaliśmy do moich
rodziców.
Niestety okazało się, że
nikogo nie ma w domu. Postanowiliśmy pójść na chwilę do rodziców Jusa, choć
żadnemu z nas nie spodobało się te rozwiązanie. Choć z drugiej strony tęskniłam
już za dzieciakami.
Ledwo doszliśmy do drzwi
a Jazy już przy nich stała. Dziewczynka od razu rzuciła się w moje ramiona i
mocno mnie objęła.
− A o starszym bracie to
już zapomniałaś? – Zapytał Jus i udał, że obraża się na swoją młodszą siostrę.
Mała od razu do niego
podbiegła i mocno przytuliła się do niego. Chwilę później przybiegł też Jackson
i rzucił się na nas. Wyszliśmy do ogrodu, gdzie siedzieli wszyscy łącznie z
moimi rodzicami. Amber, jak zwykle była gdzieś ze swoim chłopakiem lub miała
zdjęcia do serialu.
− Dawno nie było was
widać razem. Znów postanowiliście ukrywać swoją miłość? – Zapytała ze sztucznym
uśmiechem Pattie.
− Nie mamo. Takiego
skarbu, jakim jest Darla nie wolno ukrywać. Po prostu przez ostatnie kilka tygodni
byłem bardzo zapracowany. I ty razem z tatą przestańcie knuć. Musicie to
wszyscy zrozumieć, że ja kocham Darlę i ślub się odbędzie. Nie ważne, czy to
się komuś podoba, czy nie. – Powiedział zdenerwowany Justin.
Na dowód swoich słów
przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił, po czym złożył czuły
pocałunek na moich ustach.
Mój narzeczony przez
cały czas kłócił się ze swoimi rodzicami. Dlaczego oni uważali, że Jus powinien
być z Seleną? Nie rozumiałam tego, jednak nie miałam zamiaru słuchać dłużej tej
kłótni. Poszłam na drugi koniec ogrodu, gdzie akurat bawiły się dzieciaki. Mała
Jasica spała akurat w wózku przy stole.
Gdy odeszłam ze stołu
nawet nie zauważyłam, że z oczu lecą mi łzy. Dopiero uświadomiła mi to moja
przyszła szwagierka.
− Darla, czemu płaczesz?
– Zapytała dziewczynka.
Smutno uśmiechnęłam się
do małej i mocno nią przytuliłam. Jazy od razu odwzajemniła uścisk, a chwilę
później podbiegł do nas Jackson i objął nas.
− Kochanie to nic
takiego. Ostatnio mam różne takie humory. – Odparłam z uśmiechem.
Po części to była
prawda. Łatwo wpadałam w złość lub zaczynałam płakać. Innym razem znów miałam
NNŚ (Niekontrolowany Napad Śmiechu).
Nagle poczułam silne,
umięśnione, a zarazem delikatne dłonie swojego narzeczonego na swoim brzuchu i
ta cudowna woń jego perfum.
− Aniołku, czemu mi
uciekłaś bez słowa? – Zapytał Jus czułym tonem.
− Byłeś zajęty, a ja nie
chciałam Ci przeszkadzać. Po za tym już nawet z maluchami nie mogę spędzić
trochę czasu?. – Odparłam z uśmiechem na twarzy.
− No pewnie, że możesz.
– Powiedział z uśmiechem na twarzy i musnął delikatnie moje usta. – Dobrze
myszko to ja wracam do stołu.
Wtedy wpadłam na
genialny pomysł. Mogliśmy zabrać Jazy i Jacksona na weekend do nas. Przy okazji
nie musiałam bym słuchać ciągłych kłótni między Justinem i jego rodzicami.
Na szczęście wszystkie
egzaminy z pierwszego semestru miałam już zaliczone. Zresztą mój ukochany też,
więc mogłam sobie na krótką przerwę w nauce. Postanowiłam wieczorem porozmawiać z Justinem na ten temat.
Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu. Była już godzina 20: 00.
Najwyższy czas, aby
zacząć się zbierać. Za pół godziny mięliśmy być u naszych przyjaciół. Szczerze
mówiąc to nie miałam zielonego, różowego, ani fioletowego pojęcia, co oni
wymyślili.
Podeszłam do stołu,
gdzie siedzieli nasi bliscy i oplotłam rękoma szyję swojego narzeczonego.
− Kochanie musimy się
zbierać. Za pół godziny mamy być u Cait, a ja jeszcze muszę się przebrać. –
Powiedziałam proszącym tonem.
Mój chłopak w odpowiedzi
wzniósł oczy ku niebu i szeroko się uśmiechnął, po czym wstał z krzesła.
− Dobrze niech Ci
będzie, ale to ja wybieram twój strój. – Zastrzegł mój ukochany i poszliśmy
pożegnać się z jego rodzeństwem.
Chwilę później byliśmy
już w naszym domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz