poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział XLI

            Kolejne kilka tygodni spędziłam na nauce Chaza i Dabrii tanga, ponieważ nasi przyjaciele ten taniec chcieli wykonać na swoim weselu.
            Nadal byłam zła na Justina i moich rodziców, że coś przede mną ukrywają.
            Julian ostatnio stał się częstym gościem w naszym domu. Przedstawił nam nawet swoją nową dziewczynę. Była to wysoka szatynka o zielonych oczach i śniadej cerze. Miała na imię Caroline.
            W końcu nadszedł dzień wesela Chaza i Dabrii.
            Tego dnia założyłam luźną łososiową sukienkę bez ramiączek sięgającą ziemi. Do tego miała srebrną cyrkonową kamizelkę, którą zapięłam. Założyłam srebrne buty na obcasie. Włosy tego dnia zostawiłam rozpuszczone, lecz ułożenie grzywki zajęło mi prawie godzinę czasu.
            Justin miał na sobie białe spodnie od garnituru, łososiową koszulę pasującą do mojej sukienki, białą marynarkę z czarnymi klapami oraz łososiowe supra.
            − Aniele dobrze, że mamy dwie łazienki, bo przy Tobie to nigdy bym się zdążył wyszykować. – Powiedział wesołym tonem Justin.
            − Lepiej nie przeginaj. Następnym razem mogę się jeszcze dłużej szykować. A poza tym to nie moja wina, że ta grzywka nie ciała się ułożyć. – Powiedziałam krzyżując ręce na piersi.
            Justin podszedł do mnie i mocno się do mnie przytulił, po czym złożył długi czuły pocałunek na moich ustach.
            − Kocham Cię ninfa[1]. – Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
            − Ja Ciebie też kocham kocie. – Spojrzałam na zegarek. – Musimy już jechać.
            Nagle podjechała nasza taksówka. Justin tym razem nie chciał jechać swoim samochodem, bo wiedział, że nim nie wróci.
            Najpierw pojechaliśmy do rodzinnego domu Gabrielle i Dabrii. Gabrielle i Liz miały identyczne sukienki, jak ja, bo w końcu wszystkie byłyśmy druhnami na ślubie siostry bliźniaczki naszej Gabrielle.
             Dabria miała na sobie długą białą suknię bez ramiączek. Jej spódnica była stworzona z wielu falbanek. Na górze gorsetu miała przyczepione srebrne kryształki. Nad samą spódnicą rozciągał się biały pasek z kokardką. Włosy miała zebrane we francuza, z którego wyłaniał się welon.
            Niebawem pojechaliśmy do kościoła, gdzie odbyła się ceremonia ślubna. Ojciec moich przyjaciółek odprowadził Dabrię do ołtarza, tak jak zrobił to dwa miesiące temu z Gabrielle.
            Chaz miał na sobie czarny garnitur i tylko koszulę miał białą. Jego drużby natomiast byli identycznie ubrani, jak mój chłopak.
            Po ceremonii udaliśmy się na zabawę weselną. Pierwszy taniec wyszedł naprawdę wspaniale moim przyjaciołom. Byłam z nich potwornie dumna, że tak świetnie im wyszedł nasz układ.
            − Aniele a my, co zatańczymy na naszym weselu? Wszyscy już widzieli większość twoich produkcji. – Powiedział Justin podczas tańca naszych przyjaciół.
            Wtedy szeroko się do niego uśmiechnęłam.
            − Dla nas mam coś specjalnego, a zarazem najtrudniejszego, ale my nawet zaręczeni nie jesteśmy, więc nie zaprzątam tym sobie teraz głowy. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            Mój chłopak tajemniczo się do mnie uśmiechnął, po czym złożył czuły pocałunek na moich ustach.
            Nagle zadzwonił telefon Justina. Mój chłopak spojrzał na wyświetlacz i wiedziałam, po jego minie, że szykuje się coś złego. Wyszliśmy na zewnątrz i mój chłopak odebrał, ale dał na głośno mówiący.
            − Biebs, co byś powiedział na wyścig ulicami Las Vegas za tydzień w sobotę? – Powiedział chłopak, po drugiej stronie słuchawki.
            − Że, co kurwa? Ciebie chyba pojebało! Ja ledwo, co przez Ciebie uniknąłem więzienia a teraz znów chcesz mnie wpakować w to bagno? Nie ze mną te numery stary. Już dawno z tym skończyłem. Żegnam i nie chcę mieć już wami nic wspólnego. – Powiedział zdenerwowany Jus i od razu się rozłączył.
            Usiedliśmy na huśtawce ogrodowej za restauracją i starałam się jakoś uspokoić swojego chłopaka.
            − Kocie uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Hej jestem tu przy Tobie i nie chcę, żebyś się smucił. Ciesz się, że twój przyjaciel dziś się ożenił. Kochanie proszę uśmiechnij się. – Powiedziałam przytulaj się do niego.
            − Aniele, a ty nic nie rozumiesz.
            − Kochanie rozumiem więcej niż ci się wydaje. Wiem, że nie chcesz wracać do przeszłości, dlatego gdy masz jakikolwiek z nią styczność zachowujesz się tak, a nie inaczej. – Powiedziałam spokojnym głosem, niczym psycholog.
            − Aniele niezła jesteś. Mogłabyś być psychologiem. Nie myślałaś o studiach pod tym kierunkiem? Mała ty na pewno masz tylko osiemnaście lat? Twoje podejście do życia jest znacznie doroślejsze niż innych dziewczyn w twoim wieku. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
            Szeroko się do niego uśmiechnęłam i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
            − Kocie nie jesteś pierwszą osobą, która mi tak mówi, ale nie chcę studiować psychologii. To nie kierunek dla mnie. I tak na pewno mam osiemnaście lat. – Powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy i mocno się do niego przytuliłam.
            Wróciliśmy na salę, nasi wszyscy przyjaciele byli akurat na parkiecie. Jus od razu złapał mnie za rękę i zaczęliśmy tańczyć. Lubiłam z nim tańczyć. Wtedy czułam, że mam skrzydła. Nigdy wcześniej nie miałam takiego uczucia w tańcu przy innych partnerach. Taniec z Justinem wyzwalał we mnie wiele pozytywnych emocji, których nie umiałam w żaden inny sposób wyrazić.
            Mój chłopak w pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie i złożył długi czuły pocałunek na moich ustach.
            Do domu wróciliśmy o 3: 00 w nocy. Byłam naprawdę zmęczona. Poszłam do garderoby i zabrałam stamtąd swoją piżamę, po czym poszłam do łazienki i wzięłam długą odprężającą kąpiel w wannie pełnej piany i soli relaksujących.
            Spędziłam w wodzie prawie godzinę czasu. Gdy tylko skończyłam się kąpać przebrałam się w czerwoną koszulę nocną na ramiączkach, sięgającą połowy uda. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać swoje długie ciemne włosy.
            Chwilę później weszłam do sypialni. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odechciało mi się spać.
            Jus już spał. Jednak zapomniał zasłonić okno. Podeszłam do okna i zaciągnęłam żaluzje.
            Położyłam się do łóżka i wtuliłam się w Justina. Długo nie mogłam zasnąć. Wierciłam się na łóżku z boku na bok. To nie miało sensu. Przecież jeszcze chwilę temu chciało mi się spać, a co teraz?
            W końcu po długich próbach udało mi się zasnąć.
            Rano obudził mnie dźwięk telefonu Justina. Mojego chłopaka oczywiście nie było w pokoju.
            − Jus! Telefon! – Krzyknęłam w nadziei, że mój chłopak mnie usłyszy.
            Niestety nie odpowiadał. Postanowiłam sama odebrać.
            − Tak? – Powiedziałam zaspanym głosem.
            − Hej Darla jest Jus w domu? – Zapytał Usher.
            − Usher gdyby był w domu, to na pewno by odebrał. Nie wiem, gdzie on jest. Ja dopiero wstałam. Przekazać mu coś, jak wróci?
            − Powiedz mu, żeby, jak najszybciej do mnie zadzwonił. – Odparł Usher i od razu się rozłączył.
            Spojrzałam na zegarek, była godzina 12: 15. Wstałam z łóżka i poszłam do swojej garderoby. Wyciągnęłam różową sukienkę bez ramiączek, sięgającą kolan, była ona cała stworzona z falbanek. Pod piersiami był biały materiałowy pasek, który zawiązałam wokół siebie, a do tego założyłam siwe sandały na szpilce z kokardami przy pasku wokół kostki oraz ozdobami cyrkonowymi na nich.
            Gdy tylko skończyłam się przebierać usłyszałam dźwięk przekręcanego zamku w drzwiach.
            Zbiegłam po schodach i czekałam, aż Justin wejdzie do środka. Założyłam ręce na piersi.
            − Gdzie ty byłeś? – Powiedziałam wyczekując jego odpowiedzi.
            − Na zakupach. – Powiedział wskazując na pełne reklamówki.
            − Jus leć na górę i oddzwoń do Ushera ma podobno do Ciebie, jakąś bardzo ważną sprawę
            Mój chłopak zaniósł zakupy do kuchni, po czym pobiegł na górę do sypialni. Przez chyba pół godziny rozmawiał przez telefon.
            Gdy zszedł na dół był uśmiechnięty od ucha do ucha.
            − Aniele w halloween idziemy na imprezę do nawiedzonego organizowaną przez Ushera. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
            − Serio musimy tam iść? Ostatnio, co miesiąc chodzimy na różne imprezy, a jak będzie impreza Ushera to pamiętaj, że mamy studia zaoczne, czyli chodzimy do szkoły tylko w weekendy. – Powiedziałam niechętnie.
            − Wiem kochanie, ale jak raz w niedzielę nie pójdziemy na wykłady to nic się nie stanie. A myszko musimy tam iść, bo chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś moja.
            − Kochanie a myślisz, że nikt już nie wie, że jestem twoja? Ciągle na Internecie ukazują się nasze wspólne zdjęcia i nadal uważasz, że nikt o nas nie wie?
            − Wiem, że o nas wiedzą, ale kochanie proszę Cię musimy tam pójść. – Powiedział z miną smutnego szczeniaczka.
            Jego oczy tak cudownie rozbłysły smutnym blaskiem. Kochałam patrzeć w te jego karmelowe tęczówki, ale wolałam, gdy były radosne, bo wtedy świeciły niczym dwa małe diamenciki, dlatego niechętnie zgodziłam się na wyjście na imprezę.



[1] Ninfa - <hiszp.> piękna o dziewczynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz