czwartek, 13 marca 2014

Rozdział XLVII

Oczami Justina

            Dlaczego najbardziej doceniamy to, czego ma nam zabraknąć, co już straciliśmy i możemy nigdy więcej nie odzyskać?
            Nadal nie mogłem uwierzyć w propozycję lekarza. Chyba nie tylko ja, bo rodzice mojej dziewczyny stali, jak otępiali.
            Wiedziałem, że to jest najtrudniejsza dla nich decyzja. Jeśli zostawią nią pod aparaturą to będą nią sztucznie utrzymywać przy życiu, ale wtedy jest nadzieja, że ona wtedy się obudzi. A gdy odłączą nią od tych wszystkich urządzeń skarzą swoją córkę na śmierć.
            Rodzice mojej ukochanej znacząco spojrzeli po sobie. Wiedziałem, że nie chcą, aby Darla dłużej cierpiała, dlatego rozumiałem ich decyzję.
            − Odłączcie nią od tej aparatury. Damy jej w spokoju odejść. Po tym wszystkim, co przeszła zasługuje na to. – Powiedziała mama mojej narzeczonej z płaczem.
            Lekarz podszedł do łóżka i zaczął odłączać aparaturę. Zostawił tylko urządzenie monitorujące pracę jej serca oraz kroplówkę.
            − Możecie się z nią teraz pożegnać. – Powiedział lekarz opuszczając pomieszczenie.
            − Justin mógłbyś nas na chwilę zostawić samych z Darlą? My i tak za chwilę musimy wracać do domu, a ty wtedy będziesz mógł przy niej siedzieć, ile zechcesz. – Powiedział ojciec Darli.
            Zgodziłem się na ich propozycję, bo nawet wolałem się z nią pożegnać sam, bez żadnych świadków.
            W jednej chwili moje serce pękło na pół. Wtedy wiedziałem już stracę na zawsze miłość swojego życia. Dlaczego ja musiałem być takim idiotą? Gdybym wtedy tylko zachował umiar w piciu alkoholu na pewno byśmy teraz byli nadal razem, a moja ukochana nie umierałaby teraz.
            Siedziałem przed jej pokojem załamany i zapłakany. Piętnaście minut później jej rodzice wyszli z sali, po czym udali się w stronę wyjścia.
            Wszedłem do pokoju swojej dziewczyny. W środku unosił się intensywny zapach róż, które dziennie świeże jej przywoziłem.
            Usiadłem przy jej łóżku i złapałem nią za dłoń. Tak spokojnie leżała. Wyglądała, jakby spała. Nie mogłem uwierzyć, że moja anielica już nigdy więcej się nie obudzi.
            − Aniołku przepraszam Cię. Przepraszam Cię za wszystko. Nie zasługiwałem na Twoją miłość. To przeze mnie tu jesteś. Chciałbym cofnąć czas naprawić wszystkie swoje błędy, ale to jest już nie możliwe. Proszę Cię, proszę Cię wybacz mi to wszystko. Oddałbym wszystko, zrobiłbym wszystko, abyś nadal żyła. Kochanie proszę Cię obudź się. Jeśli nie dla mnie to dla swojej rodziny, ale królewno obudź się. Proszę. – Szeptałem jej do ucha, a z moich oczu płynęły strumienie łez.
            Wtedy stało się coś, czego bym się nie spodziewał. Jej dłoń się poruszyła, a monitor pokazał szybszą pracę jej serca.
            − Panie doktorze! – Wyszedłem na korytarz i zawołałem zaniepokojony.
            Lekarz od razu przybiegł i weszliśmy do środka razem. Medyk był w takim samym szoku jak ja, gdy zobaczył na widok tego wszystkiego.
            − To jest jakiś cud. Idę powiadomić jej rodzinę. – Powiedział doktor i opuścił pomieszczenie.
            Znów zostałem sam na sam z Darlą. Złapałem nią za rękę. Wtedy moja ukochana otworzyła oczy.

Oczami Darli

            Trwałam w zawieszeniu między dwoma światami. Nie byłam do końca martwa, ani nie byłam do końca żywa. Coś ciągle trzymało mnie przy życiu. Jednak nie miałam pojęcia, co to jest.
            Nie dochodziły do mnie żadne bodźce z zewnątrz, więc nie wiedziałam, co się działo na świecie, ani ile czasu trwałam w takim stanie.
            Czas dłużył się niemiłosiernie. Sekundy zdawały się być godzinami, a godziny latami.
            Nagle coś mnie zaczęło ciągnąć w stronę życia. Nie byłam jeszcze do końca przytomna, ale ten dotyk poznałabym wszędzie.
            Wiedziałam, że był to Justin. Ostre, rażące, jasne światło świeciło mi na twarz. Gdzie ja do jasnej cholery byłam?
            Otworzyłam oczy. Wszystko było zamazane. Nie widziałam za dobrze. To chyba przez te dziwne światło. Wtedy do moich nozdrzy uderzył silny zapach róż. Kochałam te kwiaty, ale od ich namiaru zaczęło mnie dusić, przez co zaczęłam kaszleć. Słyszałam odgłos pracy jakiś maszyn.
            W końcu mój wzrok przyzwyczaił się do rażącego światła. Leżałam na łóżku szpitalnym. Byłam podłączona do jakiejś maszyny. W rękę miałam wbitą kroplówkę.
            Ktoś nadal trzymał moją rękę. A ja dobrze wiedziałam, kim był ten człowiek. Nie miałam pojęcia, czego on tutaj jeszcze szuka po tym wszystkim, co mi zrobił.
            − Wynoś się stąd. Nie chcę Cię znać. Wystarczająco mnie już skrzywdziłeś? Nie wystarczy Ci? Proszę Cię odejdź i daj mi święty spokój. A poza tym, co twoja Selenka na to, że tyle czasu spędzasz w szpitalu? Podobno miałeś zamiar się jej oświadczyć to teraz masz doskonałą okazję. Pierścionek już masz. A ona na pewno bardzo się ucieszy. – Powiedziałam słabym głosem.
            − Aniele przepraszam Cię, wiem, że Cię skrzywdziłem. Z Seleną nie jestem od dawna i nigdy już z nią nie będę, bo kocham Ciebie. Wtedy byłem pijany i wygadywałem głupoty. Przepraszam. Zrobię wszystko, aby naprawić każdy swój błąd tylko proszę daj mi jeszcze jedną szansę. – Powiedział Justin zdławionym głosem.
            Czyżby on naprawdę płakał? Wtedy do pokoju weszli moi rodzice.
            − Kto go tutaj zaprosił. Chyba jasno wam przedstawiłam sprawę. Nie chcę go widzieć. A ty Justin, jeśli Ci naprawdę na mnie zależy to będziesz musiał się teraz sporo napracować, aby mnie odzyskać. – Nadal mówiłam słabym głosem.
            − Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby znów być z Tobą aniołku. I obiecuję będę walczył o Ciebie do samego końca. – Powiedział wychodząc z pokoju.
            Moi rodzice usiedli przy moim łóżku, gdzie jeszcze niedawno siedział mój były narzeczony.
            − Kochanie, jak się czujesz? Już się martwiliśmy, że nigdy się nie obudzisz i Ciebie stracimy. – Mówili moi rodzice jeden przez drugiego.
            − Dobrze, tylko dziwnie słaba jestem. A jak tam Max i Jasper? Co u Amber? Ile czasu byłam nieprzytomna? – Zasypywałam ich pytaniami.
            Moi rodzice szeroko się uśmiechnęli i z niedowierzaniem pokręcili głowami.
            − Ty ledwo, co nie umarłaś, a pierwsze, co się pytasz to, co u twojego rodzeństwa. Chłopaki, jak zwykle rozrabiają, a twoja siostra całymi dniami na planie serialu. – Powiedział mój tata.
            Cieszyłam się, że moje rodzeństwo nadal jest takie beztroskie, jak do tej pory. Nadal nie rozumiałam, dlaczego Justin był u mnie w szpitalu.
            Nie chciałam go znać, ani nigdy więcej widzieć. Niestety nie było takie proste, bo on dziennie przyjeżdżał do mnie do szpitala.
            Pewnego dnia przyjechali z nim Jazy i Jackson. Za każdym razem, gdy mój były chłopak przyjeżdżał do mnie, nie odzywałam się do niego ani jednym słowem. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
            Jednak, gdy zobaczyłam Jazy i Jacksona szeroko uśmiechnęłam się na widok maluchów. Mimo, że ich starszy brat tak bardzo mnie skrzywdził to nadal bardzo lubiłam jego młodsze rodzeństwo.
            Dzieciaki od razu się do mnie mocno przytuliły. Stęskniłam się za nimi. Przez te kilka tygodni, co byłam nieprzytomna jego rodzeństwo mocno wyrosło.
            − Darla, jak się czujesz? – Zapytał nieśmiało Jackson.
            − Z każdym dniem coraz lepiej. Tęskniłam za wami moje słodziaki malutkie. – Powiedziałam przytulając się do nich.
            − My za Tobą też. – Powiedziała Jazy.
            Przez całą wizytę Justina i jego młodszego rodzeństwa nie zamieniłam ani jednego słowa ze swoim byłym, chłopakiem.
            Jeszcze tydzień spędziłam w szpitalu. Niestety Jus był moim stałym gościem.

            Po powrocie do domu nie wychodziłam ze swojego pokoju, chyba, że musiałam wtedy jechać na uczelnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz