wtorek, 4 marca 2014

Rozdział XXIX


            Następne tygodnie razem z Justinem spędziliśmy na jeżdżeniu po różnych biurach podróży i szukaniu najciekawszej oferty wycieczki na Bahamy. Z Justinem planowaliśmy tam wysłać jego rodziców w podróż poślubną.
            Dużo też jeździliśmy w poszukiwaniu dla mnie sukienki z tej okazji. W końcu wybraliśmy dwie.
            Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich czas. Od tygodnia przygotowania szły już pełną parą.
            Rano Justin zawiózł mnie do fryzjerki, ponieważ jego mama od rana była zamknięta w pokoju ze swoją wizażystką, fryzjerką oraz druhną.
            Tym razem fryzjerka ze wszystkich moich włosów zrobiła loki, tylko z nielicznych uformowała koszyk, w który wszystkie loki zostały zebrane. Tylko moja grzywka została prosta i rozpuszczona.
            − Justin tylko nie zapomnij pomóc przebrać się dzieciakom. Ubrania mają naszykowane w swoich pokojach. – Przypomniałam mu, gdy już wysiadałam z jego samochodu.
            − Kochanie pamiętam o tym. – Odparł z uśmiechem na twarzy.
            Weszłam do swojego domu i poszłam przebrać się w jedną z sukienek, którą kilka dni wcześniej kupiliśmy z Justinem.
            Nagle zadzwonił mój telefon. Po sygnale wiedziałam, że jest to Justin. Odebrałam od razu.
            − Aniele, którą sukienkę ubierasz? – Zapytał, gdy tylko odebrałam.
            − Tą fioletową kocie. Mówiłam Ci przecież. – Powiedziałam zrezygnowana.
            Jeszcze chwilę rozmawialiśmy i znów przypomniałam mu, że ma ubrać swoje młodsze rodzeństwo.
            Ubrałam fioletową długą sukienkę bez ramiączek. Do połowy uda idealnie opinała moje ciało, natomiast niżej zaczynała się rozszerzać. Góra sukni oraz jej dolna część – z przodu do kolana a z tyłu do końca – obszyta była fioletową koroną, natomiast z przodu, tam gdzie nie było koronki wystawały falbanki. Do tego założyłam fioletowe bolerko na krótki rękawek oraz fioletowe buty na obcasie obszyte koronką.
            Nagle nadeszła godzina 13: 30. Najwyższy czas, aby pójść w końcu do Justina. Moi rodzice nie umieli się napatrzeć na mój wygląd i ciągle robili mi pełno zdjęć.
            − Mamo ja już i tak jestem spóźniona. Muszę zobaczyć, czy Justin zdążył ubrać swoje rodzeństwo. – Powiedziałam spiesząc się do drzwi.
            Przebiegłam przez ulicę i stanęłam przed domem mojego chłopaka. Drzwi otworzyła Jazy. Miała na sobie różową sukienkę na krótki rękawek sięgającą kostek z wieloma falbankami.
            Obok niej stał Jackson miał na sobie biały garnitur szyty na miarę. Chwilę później zjawił się i Justin.
            Wyglądał nieziemsko. Na jego widok zaczęło mi się kręcić w głowie. Miał na sobie czarny garnitur, fioletową koszulę, bordowy krawat i czarne lakierki. Jego włosy, jak zwykle postawione były na żelu, choć dziś nie tylko swoje włosy postawił na żelu.
            Jackson dziś miał fryzurę wzorowaną na swoim starszym bracie.
            Mój książę od razu do mnie podszedł i czule mnie pocałował.
            − Wyglądasz pięknie. – Wyszeptał mi do ucha.
            Weszliśmy do salonu, gdzie była cała jego rodzina. Poza oczywiście jego rodzicami, którzy jeszcze się szykowali w osobnych pokojach.
            Pierwszy zszedł tata mojego chłopaka. Miał na sobie biały garnitur z czarnymi klapami, w butonierce miał ciemnoczerwoną różę.
            Kilka minut później zeszła mama mojego księcia z bajki. Miała na sobie luźną kremową sukienkę sięgającą ziemi. Dół sukni miał pełno falban nałożonych jedna na drugą. Włosy upięte miała w koka, w którego wpięty miała diadem.
            Wyglądała naprawdę pięknie. Welonu niestety nie miała, ponieważ już kiedyś brała ślub z tatą mojego ukochanego. W ręku trzymała bukiet ciemnoczerwonych róż.
            Pojechaliśmy wszyscy do urzędu stanu cywilnego, gdzie odbyła się ceremonia. Później pojechaliśmy do jednego z domów weselnych, gdzie odbyła się zabawa ślubna.
            Imprezę prowadził DJ, jednak w pewnym momencie mój chłopak do niego podszedł i długo rozmawiali. Po chwili wziął od niego mikrofon i powiedział
            − Cieszę się, że w końcu odnaleźliście wspólną drogę po tylu latach. Z tej okazji chciałbym wam zadedykować jedną piosenkę.
            Chwilę później mój ukochany śpiewał już One Less Lonely Girl jego mama ze wzruszenia zaczęła płakać.
            Jus, gdy skończył piosenkę podszedł do swoich rodziców i mocno się do nich przytulił.
            Gdy wrócił do mnie objął mnie opiekuńczo ramieniem i delikatnie pocałował w czubek głowy.
            − Wiesz, że Cię kocham? – Wyszeptał czułym tonem mój ukochany.
            − Wiem kotku, ja Ciebie też kocham. Nie chcę Ciebie stracić. Za dużo dla mnie znaczysz. – Powiedziałam wtulając się w jego cudownie umięśnione ciało.
            − Ma cherie nigdy mnie nie stracisz. Moje serce bije tylko dla Ciebie. – Odparł z uśmiechem na twarzy.
            Ujął moją twarz w swoje dłonie i delikatnie mnie pocałował. Wtedy podeszła do nas Jazy i pociągnęła mnie za rękę.
            − Księżniczko, co się stało? – Zapytałam uśmiechając się do niej.
            − Darla a ty będziesz dziś u nas spać? Bo Justin będzie sam z nami. Tata z ciocią będą w hotelu. – Ostatnie słowa powiedziała nieco zasmuconym tonem.
            Wtedy przerwał jej Justin.
            − No właśnie aniele zgódź się. Dzieciaki chcą żebyś dziś spała u nas, a dla nas też to będzie okazja, żeby spędzić te kilka ostatnich dni razem. Za kilka dni może się okazać, że będziesz musiała sama zająć się dzieciakami, gdy moi rodzice będą w podróży poślubnej. – Powiedział przygnębiony Justin, gdy mała zostawiła nas samych.
            Złapałam go za rękę i poprowadziłam do ogrodu, gdzie usiedliśmy na huśtawce. Przytuliłam się do niego i oparłam swoją głowę o jego ramię.
            − Dobrze kochanie zgadzam się, ale nie mam piżamy, ani ubrań na jutro. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            Jus uśmiechnął się do mnie czule i objął mnie opiekuńczo swoim ramieniem.
            − Aniele to wszystko da się załatwić. – Powiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, po czym namiętnie mnie pocałował.
            Wróciliśmy na salę i powróciliśmy do zabawy. Mój ukochany zatańczył kilka razy ze swoją mamą, jednak mnie praktycznie nie wypuszczał z objęć.
            Prawie cały wieczór przetańczyliśmy razem. Tego dnia Justin ani kropli alkoholu nie wziął do ust.
            O godzinie 1: 40 impreza się skończyła. Razem z Justinem i jego młodszym rodzeństwem wróciliśmy do jego domu.
            Przed domem mojego chłopaka czekał na nas mój tata, który miał dla mnie torbę z moimi ubraniami.
            Zabrałam od niego torbę i weszliśmy do domu.
            Pomogłam Justinowi wykąpać jego młodsze rodzeństwo, po czym położyliśmy ich spać.
            Przeczytałam dzieciakom bajkę i zeszłam na dół do salonu, gdzie czekał już mój chłopak. Mój ukochany objął mnie ramieniem i delikatnie pocałował.
            − Maluchy już śpią? – Zapytał czułym tonem.
            Gdy przytaknęłam mój chłopak rzucił się na mnie i zaczął mnie namiętnie całować. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Nagle oderwał się ode mnie i łobuzersko się do mnie uśmiechnął.
            − Teraz idziemy się wykąpać. Tą sukienkę pomogę Ci rozpiąć i resztę dokończmy już w moim pokoju. – Odparł z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
            Jus dotrzymał słowa i w łazience pomógł mi rozpiąć długi zamek sukni. Wzięłam gorący prysznic, przebrałam się w atłasową, krótką koszulę nocną na ramiączkach.
            Weszłam do pokoju swojego chłopaka i zastałam, go leżącego w łóżku. Był w samych bokserkach. Z mokrych włosów ciągle kapały mu kropelki wody. W oknie żaluzje były zasłonięte.
            Gdy położyłam się obok niego Jus zaczął mnie czule całować. Chwilę później jego pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Chwilę później ściągnął ze mnie piżamę i zaczęliśmy się kochać.
            Tego wieczoru Justin był, jak dzikie zwierzę. Każdy jego ruch był dziesięć razy ostrzejszy, niż do tej pory.
            O godzinie piątej nad ranem położyliśmy się spać. Wstaliśmy o godzinie 10: 00. Z torby, którą przyniósł mój tata wyciągnęłam czerwono-czarną sukienkę do kolan, bez ramiączek. Cała spódnica była czerwona, natomiast góra czarna. Pod piersiami miała szeroki pasek ozdobiony cyrkoniami i ćwiekami. Do tego czarne sandały na szpilce z ćwiekami i poszłam do łazienki się przebrać.
            Gdy wróciłam Justin miał na sobie czarną koszulkę na krótki rękaw, czerwone spodnie, które założył niebezpiecznie nisko oraz czarne supra z ćwiekami.
            Zeszliśmy na dół i zaczęliśmy przygotowywać śniadanie dla jego rodzeństwa. Tego dnia zrobiliśmy im amerykańskie naleśniki z syropem klonowym.
            Chwilę później Jazmyn i Jackson zeszli na dół. Gdy zjedli śniadanie zabraliśmy ich z Justinem do pokoju, aby pomóc im się przebrać.
            Jazy stwierdziła, że ona sama się ubierze, bo jest już dużą dziewczynką, na co z Justinem jej pozwoliliśmy. Jackson też chciał sam się ubrać, niestety w rzeczywistości trzeba było mu trochę pomóc, ponieważ zaczął się ubierać tył na przód.
            Gdy siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy z maluchami bajki do domu weszli rodzice mojego chłopaka.
            Dzieciaki od razu wybiegły z salonu, aby przywitać się z nimi. Jus w tym czasie przełączył na chwilę na wiadomości. Mówili akurat o nim. We wszystkich mediach zaczęło się odliczanie do jego rozprawy oraz wysnuwanie własnych wniosków na temat tego, jaką karę może dostać mój chłopak. Nie chciałam tego wszystkiego słuchać zwłaszcza, że miałam inne zmartwienie na głowie. Zabrałam pilot Justinowi i włączyłam jeden z programów muzycznych.
            Nagle zaczęło mnie mdlić. Znów to samo. Trzeci dzień z rzędu zawsze rano było mi niedobrze. Bałam się pójść do lekarza, ponieważ podejrzewałam przyczynę. Niestety nikomu nie miałam zamiaru powiedzieć o swoich podejrzeniach. Jeszcze nie teraz. Najpierw wszystko musi się uspokoić.
            Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jazmyn.
            − Jus a czemu Darla w nocy krzyczała? – Spytała dociekliwie jego siostra.
            − Justin!? – Powiedziała mama mojego chłopaka nieco zniecierpliwiona.
            Mój chłopak spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem szukając we mnie wparcia.
            − Ymmm… Bawiliśmy się w… Nieważne… − Mówił z dużymi przerwami, widząc surowy wzrok swojej mamy dodał. – Jazy idź się pobawić z Jacksonem.
            Gdy tylko jego rodzeństwo wyszło jego mama spojrzała wyczekująco na swojego syna.
            − Mamo weź przestań. Oboje z Darlą jesteśmy dorośli i wiemy, co robimy. Nic na to nie poradzę, że tak wyszło, że mała nas słyszała. Dobrze wiesz, że kocham Darlę i chcę z nią mieć dzieci. Wiem, że powinniśmy się wstrzymać do czasu, aż będzie po rozprawie, ale to jest silniejsze od nas. Więc proszę daj już spokój z kazaniem, bo sama niedługo będziesz miała znów dziecko. To jest nasze życie i chcemy się uczyć na własnych błędach. – Powiedział do swojej mamy, której wzrok podczas jego monologu łagodniał. – A jak wam się podoba nasz prezent? – Powiedział, aby zmienić temat.
            − Jest cudowny, tylko ty pomyślałeś o tym, co będzie, jak wyrok będzie inny, niż byś chciał. – Zapytała jego mama pełna obaw.
            − Tak mamo. My z Darlą o wszystkim pomyśleliśmy. – Powiedział z tajemniczym uśmiechem na twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz