wtorek, 4 marca 2014

Rozdział XXX


            Przez kolejne kilka dni czułam się naprawdę kiepsko. Nie umiałam wyjść nawet z łóżka. Wszystko mnie bolało. Kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
            Albo raczej wiedziałam, lecz bałam się to potwierdzić. Niestety po tygodniu od wesela rodziców mojego chłopaka byłam zmuszona to sprawdzić.
            Trzy dni temu jego rodzice pojechali w podróż poślubną, a ja miałam się zajmować dzieciakami razem z Justinem.
            Noce spędzałam razem z Justinem u niego w domu, aby mieć ciągle na oku jego rodzeństwo.
            Jus kilka razy wieczorem próbował się ze mną kochać, jednak widział, że nie mam ochoty na nic.
            − Kochanie, co się z Tobą dzieje? Jesteś ostatnio, jakaś przybita. Masz wahania nastrojów. Rano, jak się budzisz od razu biegniesz do łazienki. Na nic nie masz ochoty. – Nagle zrobił długą przerwę. – Myszko ty chyba, nie… - Przerwałam mu.
            − Justin nie wiem. Boję się to sprawdzić. – Powiedziałam ze łzami w oczach.
            Mój ukochany mocno się do mnie przytulił i pocałował mnie w czubek głowy.
            − Kochanie, a jak z tymi sprawami u Ciebie odkąd wróciliśmy z Polski? – Zapytał opiekuńczym tonem.
            − Kotku, a jak myślisz? – Powiedziałam dając upust emocjom i mocno wtulając się w swojego chłopaka.
            Justin przytulił się do mnie i czekał, aż się uspokoję. Ciągle szeptał mi słodkie słówka do ucha. Kochałam go, ale bałam się dnia rozprawy. Mieliśmy jeszcze tydzień czasu dla siebie. Później to sąd miał zdecydować, jak będą wyglądały nasze następne dwa lata.
            Między innymi nie chciałam pójść do lekarza, bo bałam się, że nie dam sobie rady pogodzić nauki i wychowywania dziecka, gdy Jus trafiłby do więzienia.
            Nagle przybiegła Jazmyn i zaczęła się skarżyć, że Jackson zabrał jej lalkę. Ustaliliśmy z Justinem, że najwyższy czas przygotować jakiś obiad.
            Po posiłku Justin oznajmił, że na chwilę musi wyjść. Zabrałam jego rodzeństwo do salonu, gdzie włączyłam im bajki, a sama położyłam się na kanapie. Nie miałam siły, aby siedzieć, czy cokolwiek innego zrobić.
            Mój ukochany wrócił po dwudziestu minutach. Gdy wszedł do salonu podał mi reklamówkę z apteki. Zajrzałam do środka. Zobaczyłam tam dwa opakowania testów ciążowych. Spojrzałam na niego spod ukosa. Jus nachylił się nade mną, po czym delikatnie mnie pocałował w usta.
            − Myszko musimy to wiedzieć, dlatego idź do łazienki i zrób te testy teraz. – Wyszeptał mi do ucha czułym tonem.
            Ledwo wstałam z kanapy, a zaczęło mi się kręcić w głowie. Justin złapał mnie w pasie i pomógł mi dojść do łazienki. Obiecał, że będzie w pobliżu i gdy skończę mam go zawołać.
            Zrobiłam oba testy. Tego obawiałam się najbardziej. Oba wyszły pozytywne. W moich oczach zaczęły zbierać się strumienie łez.
            − Jus! – Zawołałam ze zdławionym głosem.
            Mój chłopak przyszedł praktycznie od razu. Gdy mnie ujrzał byłam już cała zapłakana. Pokazałam mu oba testy. Widziałam, że w pierwszym momencie się uśmiechał, jednak później złapał się za głowę, oparł się o prysznic i usiadł na ziemi.
            − To nie powinno stać się teraz. Kochanie musisz mi obiecać, że nie ważne, jaką sąd podejmie decyzje i tak urodzisz dziecko i je wychowasz. – Powiedział Justin patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
            − Justin, czy ty mnie masz za idiotkę? Nigdy nie przerwę ciąży i nigdy nie oddam dziecka do adopcji. Nie ważne, co się za tydzień okaże ja i nasze maleństwo będziemy na Ciebie czekać, choć wiem, że bez Ciebie będzie mi trudno pogodzić naukę i wychowywanie dziecka. – Powiedziałam zanosząc się płaczem.
            Mój książę do mnie podszedł i delikatnie przytulił się do mnie, kładąc przy tym swoją dłoń na moim brzuchu. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
            − Kochanie wiesz, że dziecko jest jeszcze zbyt małe, abyś poczuł jego ruchy? – Spytałam.
            − Wiem, ale wiem, że tam już jest nasze maleństwo. Kochanie a szkołę skończysz obiecuję Ci to. Nawet, gdybym dostał normalny wyrok to nasi rodzice i przyjaciele na pewno pomogą Ci zaopiekować się dzieckiem. – Powiedział czule patrząc mi w oczy.
            Resztę dnia przeleżeliśmy na kanapie i oglądaliśmy z jego rodzeństwem bajki. Wieczorem mój chłopak dodał informację na twittera: „Będę tatą J Szkoda, że akurat w takim momencie.”
            Następnego dnia rano poszłam do lekarza. Niestety pełno paparazzich śledziło mnie od domu mojego chłopaka do samej kliniki.
            U lekarza dowiedziałam się, że ciąża na razie dobrze przebiega i jestem w dziewiątym tygodniu ciąży.
            Do domu należącego do mojego ukochanego wróciłam o godzinie 12: 00. W środku zastałam wiadomość, że mój chłopak zabrał dzieciaki i pojechali na zakupy.
            Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Myślałam, że to Jus zapomniał kluczy, niestety się pomyliłam.
            Była to Selena. Nie miałam pojęcia, czego ona tutaj szuka.
            − Jest Justin? – Zapytała nieprzyjaznym tonem.
            − Nie, ale w każdej chwili powinien wrócić. Przekazać mu coś? – Starałam się przyjąć, jak najbardziej przyjazny ton, choć przy niej nie szło mi to najlepiej.
            − ON będzie mój. Rozumiesz to? I ani ty ani twoje dziecko mi w tym nie przeszkodzi. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby.
            Nim się obejrzałam uderzyła mnie z pięści w twarz i zadała kilka mocnych ciosów w klatkę piersiową. Jedynie starałam się osłonić swój brzuch, aby maleństwu nie zrobiła krzywdy. Niestety, gdy mnie zaczęła mocniej bić upadłam na ziemię. Ostatnie, co pamiętam to ostry ból w brzuchu, gdy mnie nadepnęła w miejscu, które najbardziej starałam się chronić. Chwilę później zobaczyłam Justina i jego rodzeństwa biegnących moją stronę.
            Nim straciłam przytomność usłyszałam jedno zdanie, które w kółko brzmiało w moich uszach:
            − Jeśli przez Ciebie jej coś się stanie lub straci dziecko odpowiesz mi za to przed sądem. – Wycedził Jus przez zaciśnięte zęby.
            Później odpłynęłam w ciemność. Głuchą, cichą ciemność. Nic nie widziałam. Nic do mnie nie docierało. Wokół była pustka. Trwałam w zawieszeniu. Czas przestał płynąć. Nie wiedziałam, co się stało. Czy ja umarłam?
            Nagle obudziłam się. Wokół ostre, rażące białe światło. Ktoś trzymał mnie za rękę, natomiast do drugiej miałam coś przyczepione.
            Otworzyłam oczy. Obok mnie siedział zapłakany Justin i delikatnie ściskał moją dłoń. W drugiej ręce miałam wbitą kroplówkę.
            − Kocie, co z dzieckiem? – Zapytałam ledwie słyszalnym szeptem.
            Jus na moje słowa zaczął płakać, jak dziecko. Wtedy zrozumiałam, że stało się coś złego.
            − Niestety lekarze nie potrafili uratować maleństwa. Stwierdzili, że to za wczesne stadium. – Powiedział zalewając się łzami.
            Mimowolnie łzy zaczęły napływać mi do oczu. Mój chłopak otarł mi łzy i smutno się do mnie uśmiechnął.
            − Najważniejsze, że Tobie nic poważnego się nie stało, a po wszystkim zrobimy sobie nowe maleństwo. – Powiedział z nadzieją w głosie. – Niestety do jutra musisz poleżeć na obserwacji.
            − A gdzie twoje rodzeństwo? – Zapytałam widząc, że nie ma tu nigdzie Jazy, ani Jacksona.
            − Z Twoimi rodzicami. Za chwilę będę musiał jechać do nich, ale twoi rodzice wtedy tu przyjadą. – Powiedział opiekuńczym tonem.
            Przecząco pokręciłam głową.
            − Nie chcę teraz nikogo widzieć. Jedyną osobą, która może mnie tu odwiedzać jesteś ty. Chcę sama poradzić sobie z tym wszystkim, a jak zaczną się odwiedziny to wszyscy będą się pytać o moje samopoczucie. Justin nie chcę tego w kółko słuchać, więc proszę nie przysyłaj tu nikogo. Tylko ty kotku możesz mnie odwiedzać ze swoim rodzeństwem rozumiesz? – Powiedziałam spokojnym tonem nieznoszącym sprzeciwu.
            Mój chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie. Nagle weszła do pokoju pielęgniarka i wyprosiła Jusa z pomieszczenia. Za oknem robiło się już ciemno, więc mój książę się ze mną pożegnał i obiecał, że jutro przyjedzie po mnie ze swoim młodszym rodzeństwem.
            Pielęgniarka pobrała mi krew i zmieniła kroplówkę, po czym pozwoliła mi pójść spać.
            Na szafce nocnej leżał mój telefon. Podniosłam go i włączyłam twittera.  Wiedziałam, że Justin będzie tam akurat dostępny.
            Nagle pojawił się wpis: „Tracę wszystko: dziecko, fanów. Jeszcze kilka dni i kolejne dwa lata staną pod znakiem zapytania. Jednak wiem, że są ludzie, którzy będą przy mnie na dobre i na złe. Selena spotkamy się w sądzie. Odpowiesz za wszystko. Nigdy Ci nie wybaczę tego, co dziś zrobiłaś. Selena zabiłaś moje dziecko, a moja dziewczyna ledwo wyszła z tego wszystkiego. Odpowiesz za wszystko.” Napisał mój chłopak.
            Gdy czytałam tą wiadomość łzy zakręciły mi się w oczach. Nagle do mojego pokoju weszła policja. Zaczęli zadawać mi dużo pytań o relacje z Justinem, oraz o popołudnie do momentu, gdy straciłam przytomność.
            − Pani naprawdę była w ciąży? – Zapytała chuda, ciemnowłosa policjantka.
            − Tak. W mojej karcie pacjenta powinna być jakaś adnotacja do poronienia oraz u Justina w domu w mojej torebce są dzisiejsze wyniki badań, które rano robiłam, gdy byłam lekarza jeszcze przed tym całym zajściem. – Przy ostatnich zdaniach zaczęłam płakać.
            Dla każdej matki jest to wielki cios, gdy dowiaduje się, że tarci dziecko. Chciałam, aby Jus mógł być ciągle przy mnie niestety nie było to możliwe dopóki nie poznamy wyników rozprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz