Przez kolejne kilka dni
czułam się naprawdę kiepsko. Nie umiałam wyjść nawet z łóżka. Wszystko mnie
bolało. Kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
Albo raczej wiedziałam,
lecz bałam się to potwierdzić. Niestety po tygodniu od wesela rodziców mojego
chłopaka byłam zmuszona to sprawdzić.
Trzy dni temu jego
rodzice pojechali w podróż poślubną, a ja miałam się zajmować dzieciakami razem
z Justinem.
Noce spędzałam razem z
Justinem u niego w domu, aby mieć ciągle na oku jego rodzeństwo.
Jus kilka razy wieczorem próbował się ze mną kochać,
jednak widział, że nie mam ochoty na nic.
− Kochanie, co się z
Tobą dzieje? Jesteś ostatnio, jakaś przybita. Masz wahania nastrojów. Rano, jak się budzisz od razu
biegniesz do łazienki. Na nic nie masz ochoty. – Nagle zrobił długą przerwę. –
Myszko ty chyba, nie… - Przerwałam mu.
− Justin nie wiem. Boję
się to sprawdzić. – Powiedziałam ze łzami w oczach.
Mój ukochany mocno się
do mnie przytulił i pocałował mnie w czubek głowy.
− Kochanie, a jak z tymi
sprawami u Ciebie odkąd wróciliśmy z Polski? – Zapytał opiekuńczym tonem.
− Kotku, a jak myślisz?
– Powiedziałam dając upust emocjom i mocno wtulając się w swojego chłopaka.
Justin przytulił się do
mnie i czekał, aż się uspokoję. Ciągle szeptał mi słodkie słówka do ucha.
Kochałam go, ale bałam się dnia rozprawy. Mieliśmy jeszcze tydzień czasu dla
siebie. Później to sąd miał zdecydować, jak będą wyglądały nasze następne dwa
lata.
Między innymi nie
chciałam pójść do lekarza, bo bałam się, że nie dam sobie rady pogodzić nauki i
wychowywania dziecka, gdy Jus trafiłby do więzienia.
Nagle przybiegła Jazmyn
i zaczęła się skarżyć, że Jackson zabrał jej lalkę. Ustaliliśmy z Justinem, że
najwyższy czas przygotować jakiś obiad.
Po posiłku Justin
oznajmił, że na chwilę musi wyjść. Zabrałam jego rodzeństwo do salonu, gdzie
włączyłam im bajki, a sama położyłam się na kanapie. Nie miałam siły, aby
siedzieć, czy cokolwiek innego zrobić.
Mój ukochany wrócił po
dwudziestu minutach. Gdy wszedł do salonu podał mi reklamówkę z apteki.
Zajrzałam do środka. Zobaczyłam tam dwa opakowania testów ciążowych. Spojrzałam
na niego spod ukosa. Jus nachylił się nade mną, po czym delikatnie mnie
pocałował w usta.
− Myszko musimy to
wiedzieć, dlatego idź do łazienki i zrób te testy teraz. – Wyszeptał mi do ucha
czułym tonem.
Ledwo wstałam z kanapy,
a zaczęło mi się kręcić w głowie. Justin złapał mnie w pasie i pomógł mi dojść
do łazienki. Obiecał, że będzie w pobliżu i gdy skończę mam go zawołać.
Zrobiłam oba testy. Tego
obawiałam się najbardziej. Oba wyszły pozytywne. W moich oczach zaczęły zbierać
się strumienie łez.
− Jus! – Zawołałam ze
zdławionym głosem.
Mój chłopak przyszedł
praktycznie od razu. Gdy mnie ujrzał byłam już cała zapłakana. Pokazałam mu oba
testy. Widziałam, że w pierwszym momencie się uśmiechał, jednak później złapał
się za głowę, oparł się o prysznic i usiadł na ziemi.
− To nie powinno stać
się teraz. Kochanie musisz mi obiecać, że nie ważne, jaką sąd podejmie decyzje
i tak urodzisz dziecko i je wychowasz. – Powiedział Justin patrząc na mnie
błagalnym wzrokiem.
− Justin, czy ty mnie
masz za idiotkę? Nigdy nie przerwę ciąży i nigdy nie oddam dziecka do adopcji.
Nie ważne, co się za tydzień okaże ja i nasze maleństwo będziemy na Ciebie
czekać, choć wiem, że bez Ciebie będzie mi trudno pogodzić naukę i wychowywanie
dziecka. – Powiedziałam zanosząc się płaczem.
Mój książę do mnie
podszedł i delikatnie przytulił się do mnie, kładąc przy tym swoją dłoń na moim
brzuchu. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
− Kochanie wiesz, że
dziecko jest jeszcze zbyt małe, abyś poczuł jego ruchy? – Spytałam.
− Wiem, ale wiem, że tam
już jest nasze maleństwo. Kochanie a szkołę skończysz obiecuję Ci to. Nawet,
gdybym dostał normalny wyrok to nasi rodzice i przyjaciele na pewno pomogą Ci
zaopiekować się dzieckiem. – Powiedział czule patrząc mi w oczy.
Resztę dnia
przeleżeliśmy na kanapie i oglądaliśmy z jego rodzeństwem bajki. Wieczorem mój chłopak dodał
informację na twittera: „Będę tatą J Szkoda, że akurat w takim momencie.”
Następnego dnia rano poszłam do lekarza. Niestety
pełno paparazzich śledziło mnie od domu mojego chłopaka do samej kliniki.
U lekarza dowiedziałam
się, że ciąża na razie dobrze przebiega i jestem w dziewiątym tygodniu ciąży.
Do domu należącego do
mojego ukochanego wróciłam o godzinie 12: 00. W środku zastałam wiadomość, że
mój chłopak zabrał dzieciaki i pojechali na zakupy.
Nagle ktoś zadzwonił do
drzwi. Myślałam, że to Jus zapomniał kluczy, niestety się pomyliłam.
Była to Selena. Nie
miałam pojęcia, czego ona tutaj szuka.
− Jest Justin? –
Zapytała nieprzyjaznym tonem.
− Nie, ale w każdej
chwili powinien wrócić. Przekazać mu coś? – Starałam się przyjąć, jak
najbardziej przyjazny ton, choć przy niej nie szło mi to najlepiej.
− ON będzie mój.
Rozumiesz to? I ani ty ani twoje dziecko mi w tym nie przeszkodzi. – Wycedziła
przez zaciśnięte zęby.
Nim się obejrzałam
uderzyła mnie z pięści w twarz i zadała kilka mocnych ciosów w klatkę
piersiową. Jedynie starałam się osłonić swój brzuch, aby maleństwu nie zrobiła
krzywdy. Niestety, gdy mnie zaczęła mocniej bić upadłam na ziemię. Ostatnie, co
pamiętam to ostry ból w brzuchu, gdy mnie nadepnęła w miejscu, które
najbardziej starałam się chronić. Chwilę później zobaczyłam Justina i jego
rodzeństwa biegnących moją stronę.
Nim straciłam
przytomność usłyszałam jedno zdanie, które w kółko brzmiało w moich uszach:
− Jeśli przez Ciebie jej
coś się stanie lub straci dziecko odpowiesz mi za to przed sądem. – Wycedził
Jus przez zaciśnięte zęby.
Później odpłynęłam w
ciemność. Głuchą, cichą ciemność. Nic nie widziałam. Nic do mnie nie docierało.
Wokół była pustka. Trwałam w zawieszeniu. Czas przestał płynąć. Nie wiedziałam,
co się stało. Czy ja umarłam?
Nagle obudziłam się.
Wokół ostre, rażące białe światło. Ktoś trzymał mnie za rękę, natomiast do
drugiej miałam coś przyczepione.
Otworzyłam oczy. Obok
mnie siedział zapłakany Justin i delikatnie ściskał moją dłoń. W drugiej ręce
miałam wbitą kroplówkę.
− Kocie, co z dzieckiem?
– Zapytałam ledwie słyszalnym szeptem.
Jus na moje słowa zaczął
płakać, jak dziecko. Wtedy zrozumiałam, że stało się coś złego.
− Niestety lekarze nie
potrafili uratować maleństwa. Stwierdzili, że to za wczesne stadium. –
Powiedział zalewając się łzami.
Mimowolnie łzy zaczęły
napływać mi do oczu. Mój chłopak otarł mi łzy i smutno się do mnie uśmiechnął.
− Najważniejsze, że
Tobie nic poważnego się nie stało, a po wszystkim zrobimy sobie nowe maleństwo.
– Powiedział z nadzieją w głosie. – Niestety do jutra musisz poleżeć na
obserwacji.
− A gdzie twoje
rodzeństwo? – Zapytałam widząc, że nie ma tu nigdzie Jazy, ani Jacksona.
− Z Twoimi rodzicami. Za
chwilę będę musiał jechać do nich, ale twoi rodzice wtedy tu przyjadą. –
Powiedział opiekuńczym tonem.
Przecząco pokręciłam
głową.
− Nie chcę teraz nikogo
widzieć. Jedyną osobą, która może mnie tu odwiedzać jesteś ty. Chcę sama
poradzić sobie z tym wszystkim, a jak zaczną się odwiedziny to wszyscy będą się
pytać o moje samopoczucie. Justin nie chcę tego w kółko słuchać, więc proszę
nie przysyłaj tu nikogo. Tylko ty kotku możesz mnie odwiedzać ze swoim
rodzeństwem rozumiesz? – Powiedziałam spokojnym tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Mój chłopak pokiwał
głową na znak, że rozumie. Nagle weszła do pokoju pielęgniarka i wyprosiła Jusa
z pomieszczenia. Za oknem robiło się już ciemno, więc mój książę się ze mną
pożegnał i obiecał, że jutro przyjedzie po mnie ze swoim młodszym rodzeństwem.
Pielęgniarka pobrała mi
krew i zmieniła kroplówkę, po czym pozwoliła mi pójść spać.
Na szafce nocnej leżał
mój telefon. Podniosłam go i włączyłam twittera. Wiedziałam, że Justin będzie tam akurat
dostępny.
Nagle pojawił się wpis: „Tracę wszystko: dziecko, fanów. Jeszcze
kilka dni i kolejne dwa lata staną pod znakiem zapytania. Jednak wiem, że są
ludzie, którzy będą przy mnie na dobre i na złe. Selena spotkamy się w sądzie.
Odpowiesz za wszystko. Nigdy Ci nie wybaczę tego, co dziś zrobiłaś. Selena
zabiłaś moje dziecko, a moja dziewczyna ledwo wyszła z tego wszystkiego. Odpowiesz
za wszystko.” Napisał mój chłopak.
Gdy czytałam tą
wiadomość łzy zakręciły mi się w oczach. Nagle do mojego pokoju weszła policja.
Zaczęli zadawać mi dużo pytań o relacje z Justinem, oraz o popołudnie do momentu, gdy straciłam
przytomność.
− Pani naprawdę była w
ciąży? – Zapytała chuda, ciemnowłosa policjantka.
− Tak. W mojej karcie
pacjenta powinna być jakaś adnotacja do poronienia oraz u Justina w domu w
mojej torebce są dzisiejsze wyniki badań, które rano robiłam, gdy byłam lekarza jeszcze przed tym całym
zajściem. – Przy ostatnich zdaniach zaczęłam płakać.
Dla każdej matki jest to
wielki cios, gdy dowiaduje się, że tarci dziecko. Chciałam, aby Jus mógł być
ciągle przy mnie niestety nie było to możliwe dopóki nie poznamy wyników
rozprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz