poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział XVIII (Part II)


Kilka tygodni później

Oczami Darli

            Za półtora miesiąca nasze maleństwo powinno przyjść na świata, niestety mi z każdym dniem coraz gorzej jest wstać mi z łóżka. Mój ukochany w ostatnim czasie odwołał trasę koncertową, żeby pomóc mi zająć się domem.
            Justin jest wspaniałym mężem i wiem, że będzie równie dobrym tatą. Leżeliśmy aktualnie w naszej sypialni, a Jus miał głowę tuż przy moim brzuchu i rozmawiał z naszą Avalannką, co wyglądało bardzo uroczo, a zarazem komicznie.
            − Kochanie, kiedy Avalanna będzie już z nami? – Spytał Jus patrząc czule w moje oczy.
            Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie musnęłam jego słodkie malinowe usta.
            − Musisz jeszcze wytrzymać półtora miesiąca dasz radę? – Powiedziałam pogodnie.
            Mój mąż lekko skinął głową i wpił się w moje usta, po czym zaczął gładzić ręką mój zaokrąglony brzuch.
            Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Justin zszedł na dół, aby otworzyć. W tym czasie ja powoli wstałam z łóżka i zeszłam za Justinem. W drzwiach zobaczyłam Selenę. Nie miałam pojęcia, czego ona może chcieć, ale się zdenerwowałam.
            Gdy dziewczyna mnie zobaczyła stanęła bliżej Jusa, który jeszcze bardziej odsunął się od niej.
            − Zobaczysz Justin jeszcze będzie mój. – Powiedziała wściekła Sel i pobiegła w stronę bramy.
            Żadne z nas się tym nie przejęło. Miałam większe zmartwienie na głowie. Przez tą nagłą wizytę Seleny i wytrącenie mnie z równowagi dostałam skurczów. Złapałam się za brzuch, a Justin natychmiast znalazł się przy mnie.
            − Kochanie, co się dzieje? – Spytał przerażony.
            − Justin musimy jechać do szpitala. Chyba się zaczęło. – Powiedziałam równie przestraszona.
            Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, ale nie dyskutował. Z wieszaka zabrał nasze bluzy. Z szafki wziął kluczyki i dokumenty z samochodu oraz moją teczkę z dokumentacją dotyczącą ciąży i wsiedliśmy do chromowego Fisker Karmara. Justin nie zważał na ograniczenia prędkości.
            Widziałam, że był zdenerwowany po jego mocno zaciśniętych mocno dłoniach na kierownicy. Moje skurcze z każdą chwilą coraz bardziej się nasilały.
            Gdy dojechaliśmy do szpitala od razu podbiegł do nas lekarz.
            − Co się dzieje? – Spytał patrząc na mnie.
            − Ona chyba rodzi. – Powiedział spanikowany Biebs.
            − Który to tydzień? – Dopytywał lekarz.
            W tej samej chwili przyszła pielęgniarka i kazała mi usiąść na wózku.
            − Trzydziesty czwarty tydzień. – Odpowiedziałam z dużymi przerwami.
            Pielęgniarka od razu zawiozła mnie na salę, gdzie po chwili doszli Justin i lekarz. Ja leżałam już na łóżku. Lekarz zaczął mnie badać i powiedział, że zaczęła się już akcja porodowa i najprawdopodobniej dziś urodzę.
            Ale to przecież niemożliwe. Moja córeczka miała przyjść na świat dopiero za sześć tygodni. W oczach Justina zobaczyłam łzy.

Oczami Justina

            Wszystko tak szybko się potoczyło. W pewnym momencie moja małżonka oznajmiła, że chyba zaczęła rodzić. Zabrałem z domu kluczyki, dokumenty z auta i całą dokumentację dotyczącą ciąży i pojechaliśmy do szpitala.
            Nie zważałem na ograniczenia prędkości. Byłem tak zdenerwowany i spanikowany, że chciałem, jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Kurwa, wiedziałem, że Darla nie powinna się denerwować. Nie w tym stanie. Ale nie musiała przyjść Selena i wszystko zjebać.
            Dojechaliśmy do szpitala. Na szczęście moja księżniczka została od razu przyjęta. Gdy lekarz nią zbadał powiedział, że dzisiaj urodzi się moja Avalanna.
            Chwilę później przyszedł anestezjolog i dał mojej żonie znieczulenie. Złapałem Darlę za rękę i lekko ucałowałem jej skronie. Dziewczyna delikatnie uśmiechnęła się do mnie. Miałem wrażenie, że to ja boję się bardziej, niż moja żona.
            Przy następnej wizycie lekarz stwierdził, że jest już pełne rozwarcie i że moja żona może zacząć już rodzić.
            Po chwili Darla zaczęła już przeć. Nie mogłem patrzeć na to, jak dziewczyna, którą kocham cierpiała.
            − Justin oddychaj. – Wyspała szturchając moją dłoń, za którą nia trzymałem lekko się przy tym uśmiechając.
            Dopiero wtedy zrozumiałem, że wstrzymałem oddech. Nie miałem bladego pojęcia, jak moja żona to robiła, że nawet w takiej sytuacji martwiła się o mnie, a nie o siebie.
            − Już widać główkę. – Powiedział lekarz w pewnym momencie.
            Darla znów zaczęła przeć. A lekarz oznajmił, że mamy córeczkę, po czym spytał, czy chcę przeciąć pępowinę. Zgodziłem się. Jednak coś mi nie pasowało. Moja córeczka nie płakała. Ludzie, co się dzieje?
            Lekarze i pielęgniarki ciągle biegali. Owinęli moją Avalannkę w jakiś kocyk i gdzieś nią zabrali.
            − Panie doktorze, co z moją córeczką? – Spytałem przerażony lekarza, który był jeszcze w pokoju mojej żony.
            − Wszystko będzie dobrze. Mała jest w dobrych rękach. Z powodu, że tak wcześnie się urodziła ma problemy z oddychaniem, ale w najbliższych godzinach wszystko powinno się uspokoić. Na razie pielęgniarka może pana zaprowadzić do maleństwa. – Powiedział poważnym tonem lekarz.
            Jak to moja córka nie oddycha? Dlaczego? Ludzie powiedzcie mi, że to tylko zły sen. Odwróciłem się w stronę swojej małżonki, która spała.
            Może i dobrze, że śpi. Przynajmniej nie wie, co się dzieje z naszą małą kruszynką. Podszedłem do niej i lekko musnąłem jej czoło, aby jej nie obudzić i cicho wyszedłem z pokoju.
            Podszedłem do jednej z pielęgniarek pytając o swoją córeczkę. Ta podała mi jakiś niebieski fartuch, który miałem założyć, po czym zaprowadziła mnie do pomieszczenia z noworodkami. Moja dziecinka leżała w inkubatorze. Zamiast mojej córeczki było widać same kabelki i rurki podłączone do jej drobnego ciała.
            Wiem, że Darla też urodziła się w podobnym momencie, co moja córeczka. Dlatego, jeśli moja małżonka była taka drobna, gdy się urodziła to nie dziwię się, że jest taka i teraz.
            Nie mogłem powstrzymać potoku łez napływającego do moich oczu. Miałem nadzieję, że moja córeczka to przeżyje. Ona musi żyć.
            Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zrobił zdjęcie swojej córeczce. Ledwo schowałem telefon a poczułem wibracje. Gdy wyciągnąłem telefon okazało się, że dzwoni mój teść. Wziąłem głęboki oddech i odebrałem połączenie.
            − Justin, gdzie wy jesteście. Z twoimi rodzicami przyjechaliśmy was odwiedzić, a was nie ma. – Powiedział ojciec mojej żony.
            Opuściłem pokój dla noworodków i usiadłem na jednym z krzeseł na korytarzu.
            − Jesteśmy w szpitalu. Darla przed chwilą urodziła. – Powiedziałem zapłakany.
            − Justin nie rób sobie żartów. To nie jest śmieszne. Pytam poważnie. – Powiedział jej ojciec niedowierzając.
            − Mówię poważnie. Darla śpi po porodzie, a ja dopiero wyszedłem z pokoju dla noworodków i widziałem Avalannkę podłączoną do wielu kabli i rurek. – Mówiłem przez łzy.
            − Mówisz poważnie? – Dopytywał jej ojciec.
            Potwierdziłem i się rozłączyłem wysyłając mu od razu zdjęcie, które przed chwilą zrobiłem swojej córeczce.
___________________________________________________________________________________
Po przeczytaniu skomentuj

1 komentarz:

  1. świetny rozdział :) Dobrze że Justin tam nie zemdlał tylko obserwował :)

    OdpowiedzUsuń